strona główna

Komentarze i opinie

PZŁ zainteresował się psami. I nie jest to dobra wiadomość

PZŁ zainteresował się psami. I nie jest to dobra wiadomość
Lipiec 11 10:31 2019 Wydrukuj

W projekcie zmiany rozporządzenia w sprawie szczegółowych warunków wykonywania polowania i znakowania tusz, przez myśliwych popularnie zwanego regulaminem polowań, znalazł się zapis przyznający PZŁ kolejny monopol. Tym razem jest to wyłączność na certyfikowanie użytkowości psów wykorzystywanych do polowania. Monopol ma też uzyskać pośrednio Związek Kynologiczny w Polsce (ZKwP) jako jedyna organizacja kynologiczna w naszym kraju należąca do FCI.
 

 
Można, oczywiście, twierdzić, że ten pomysł zrodził się w głowie ministra środowiska, odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że został on mocno zainspirowany przez osoby związane z PZŁ i ZKwP. Mam prośbę do tych działaczy, aby nie tylko odważyli się przedstawić swoją koncepcję w zaciszu gabinetu ministra, lecz także z otwartą przyłbicą, pod własnym imieniem i nazwiskiem wytłumaczyli koleżankom i kolegom po strzelbie swoje racje. Poniżej podaję zaś moje argumenty przeciw takiemu rozwiązaniu.
 
Proponowana treść przepisu jest następująca: w § 5 w ust. 1 (…) po pkt 1 dodaje się pkt 1a (…) w brzmieniu:
„1a) polowanie z psem może odbywać się wyłącznie [podkr. B.K.] przy użyciu psa rasy myśliwskiej, posiadającego udokumentowane pochodzenie z hodowli zarejestrowanej w Międzynarodowej Federacji Kynologicznej FCI lub we współpracującymi z nią organizacjami [!], trwale oznakowanego, zgodnie z potwierdzonym przez Polski Związek Łowiecki ułożeniem do pracy w zakresie i rodzaju wykonywanego polowania [podkr. B.K.] lub do poszukiwania postrzałków”.
Z zaproponowanego brzmienia przepisu wynikają trzy bezwzględne warunki, aby pies mógł w ogóle być dopuszczony do polowania:
  • odpowiedni rodowód, który w polskiej praktyce oznacza tylko psy z rodowodem ZKwP,
  • trwałe oznakowanie (czyli tatuaż i/lub czip),
  • potwierdzone przez PZŁ ułożenie do konkretnej pracy (certyfikat lub dyplom).
 
Warunek 1. – jedyny słuszny rodowód
FCI to międzynarodowa federacja o zasięgu światowym zrzeszająca hodowców psów. To FCI rejestruje poszczególne rasy i opracowuje dla nich wzorce, które potem w teorii służą do oceny czworonoga podczas wystaw. Uzyskane oceny są podstawą do zdobycia uprawnień hodowlanych. W Polsce istnieje dużo legalnych organizacji kynologicznych z uprawieniami do rejestrowania hodowli, natomiast tylko ZKwP należy do federacji FCI i mimo utraty monopolu w tej dziedzinie po nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt w 2012 r. dalej pozostaje największą organizacją kynologiczną w naszym kraju.
 
Rodzi się pytanie, dlaczego minister środowiska postanowił rozporządzeniem zmienić zapisy ustawy i przywrócić monopol ZKwP akurat na niwie łowieckiej. Co ciekawe, w przypadku np. psów służących w policji nie ma wymogu rodowodu nadanego przez organizację zrzeszoną w FCI (patrz załącznik nr 4 do zarządzenia nr 296 komendanta głównego policji z 20 marca 2008 r., Dziennik Urzędowy Komendy Głównej Policji nr 7 z dnia 11 kwietnia 2008 r.). Kładzie się tam natomiast ogromny nacisk na zdrowie oraz konkretne predyspozycje psychofizyczne do danej pracy. Rodowód FCI wcale nie gwarantuje ani jednego, ani drugiego. Nie chodzi tutaj o oczywisty dla każdego psiarza fakt, że psy bywają różne i nawet po wybitnych rodzicach zdarzają się zupełnie nieudane mioty. Chodzi o to, że przez całe lata organizacje (również te zrzeszone w FCI) ślepo utrwalały konkretne cechy wyglądu i kładły na nie nacisk, co dla wielu ras skończyło się ich degeneracją. Wymieniać takich przykładów można by dużo. Podam tylko kilka najbardziej znanych.
 
Owczarki niemieckie, niegdyś stanowiące podstawową rasę używaną przez różnego rodzaju służby, w tym policję, przez promowanie na wystawach coraz mocniej obniżonego zadu zostały kalekami niezdolnymi do większego wysiłku fizycznego. W policji zastępuje się je owczarkami belgijskimi, których najwyraźniej kynologom nie udało się jeszcze „ulepszyć”. U mopsów stawiano na coraz bardziej płaską kufę, więc teraz wypadają im oczy z oczodołów i mają krytyczne problemy z oddychaniem. Mody na konkretne cechy nie ominęły też ras myśliwskich. Labradory masowo cierpią na dysplazję stawów. Jamniki przez nacisk na wydłużanie tułowia i skracanie łap doznają urazów kręgosłupa po zejściu po trzech schodkach. Gdzież myśleć o zabraniu takiego egzemplarza do lasu? Cocker spaniele o rudym umaszczeniu zapadają na rage syndrome, czyli chorobę psychiczną objawiającą się niesprowokowanymi atakami agresji. To też są „dokonania” kynologiczne wspomnianych organizacji.
 
Można zrozumieć intencję autorów przepisu, że myśliwi powinni polować tylko z odpowiednimi rasowymi psami. Niestety, sam rodowód z jedynie słuszną pieczątką nam tego nie zagwarantuje. Internet pęcznieje od relacji zrozpaczonych ludzi, którzy z „renomowanej” hodowli kupili czworonoga z wadami, a hodowca nie poczuwa się nawet do częściowego zwrotu pieniędzy.
 
Skoro ZKwP jest tak doskonałą organizacją, że proponuje się jej wyłączność, to dlaczego kluby ras myśliwskich tak chętnie wyszły spod jej kurateli i przytuliły się do PZŁ? Gdyby ktoś wcześniej wprowadził takie przepisy, gończy polski nie stałby się w 2006 r. rasą uznaną przez FCI. Obecnie o uznanie rasy w FCI zabiega się dla polskiego spaniela myśliwskiego. Organizuje się już nawet oceny pracy dla tej przyszłej rasy. A przecież zakaz polowania z psem nierasowym dotyczy nie tylko kundli i psów w typie rasy, lecz także rasy, która nie została jeszcze w pełni uznana przez FCI.
 
W uzasadnieniu przyznania prymatu FCI znajdujemy informację, jakoby miał on zapobiegać pseudohodowlom. Należy jednak jasno powiedzieć, że regulamin polowań to nie jest miejsce do walki z pseudohodowlami. Ten zapis pojawiłby się też wbrew Stanowisku Związku Kynologicznego w Polsce w przedmiocie poselskich projektów ustaw o zmianie ustawy o ochronie zwierząt projektu grupy posłów PiS z dnia 16 listopada 2017 r. oraz projektu grupy posłów PO i .Nowoczesnej z dnia 20 listopada 2017 r. – opinii przyjętej jako oficjalne stanowisko Związku Kynologicznego w Polsce przez Zarząd Główny Związku, uchwałą z dnia 5 lutego 2018 r. Na s. 3 znajdziemy taki fragment: „W projektach ustawy definicja psa rasowego skonstruowana została przy użyciu nazw organizacji zagranicznych (FCI – Federation Cynologique Internationale oraz ACW – Alianz Canine Worldwide). Taka konstrukcja budzi uzasadnione wątpliwości konstytucyjne. Jest tak dlatego, bowiem polski ustawodawca nie ma wpływu ani na statuty ani na brzmienie dokumentów regulujących działanie tych organizacji co w rezultacie prowadzi do skonstruowania definicji legalnej pojęcia psa rasowego w sposób uniezależniający od działania władczego ustawodawcy polskiego”. Tu następuje przypis 3: „Podobnie opinia Naczelnej Rady Adwokackiej, karta 1 tire 2”.
 
Praktyczna uwaga dla myśliwych importujących psy z zagranicy – do FCI nie należą m.in. Wielka Brytania i USA. Wielce prawdopodobne, że gdy sprowadzicie stamtąd czworonogi, będziecie musieli błagać w PZŁ i ZKwP, aby wam łaskawie w ramach wyjątku i prawdopodobnie za opłatą pozwolono je najpierw zarejestrować, żebyście mogli z nimi polować.
 
Warunek 2. – trwałe oznakowanie (tatuaż i/lub czip)
Trwałe oznakowanie to dobry pomysł, z tym że powinno dotyczyć wszystkich psów, a nie tylko myśliwskich. Tak czy inaczej regulamin polowań to nie miejsce na rozstrzyganie o znakowaniu czworonogów.
 
Warunek 3. – ułożenie potwierdzone przez PZŁ
Rozporządzeniem przyznano PZŁ monopol w kolejnej dziedzinie. Będzie mieć on wyłączne prawo dopuszczania psów do polowania. Komisja Kynologiczna przy NRŁ, która dopiero co zaczęła działalność, 4 czerwca przedstawiła szereg propozycji. Część z nich wydaje się rozsądna, a część – mocno dyskusyjna. Oczywiście trudno oceniać coś, co jeszcze nie zaistniało, bo nie wiemy, jakie przełożenie na rzeczywistość będą miały rozpoczęte prace. Wiemy natomiast, jak to funkcjonowało do tej pory – delikatnie mówiąc, nie najlepiej.
 
Kynologię łowiecką przez całe lata traktowano w PZŁ jak piąte koło u wozu. Garstce koleżanek i kolegów, którzy usiłowali coś robić na tej niwie, najczęściej rzucano kłody pod nogi, zamiast im pomóc. Wystarczy spojrzeć w budżety poszczególnych zarządów okręgowych i sprawdzić pozycję „Kynologia”. I tak w największym liczebnie okręgu PZŁ – warszawskim, gdzie siedzibę ma 187 kół łowieckich i jest zarejestrowanych 7678 myśliwych – w budżecie za 2018 r. w rubryce „Kynologia – koszty” znajdujemy oszałamiającą kwotę 4809,65 zł. Zgodnie z terminarzem w zakładce Kynologia na stronie ZG PZŁ na 2019 r. nie zaplanowano ani jednych warsztatów szkoleniowych dla psów myśliwskich!
 
W wyniku nowelizacji ustawy Prawo łowieckie z 2018 r. nie tylko zdelegalizowano treningowe zagrody dzicze i sztuczne nory, lecz także ustanowiono zakaz szkolenia oraz przeprowadzania konkursów i prób pracy na żywej zwierzynie. Spowodowało to, że dotychczasowy przebieg tych sprawdzianów musiał zostać gruntownie zmieniony. Dlatego też obecnie zamiast konkursów mamy ocenę pracy w warunkach polowania. I tu napotykamy największy absurd proponowanego rozporządzenia. Jedyną możliwością certyfikowania np. dzikarza jest dziś ocena pracy podczas polowania. Jak zatem uzyskać potwierdzenie ułożenia, skoro wolno to zrobić wyłącznie na polowaniu, a jednocześnie na polowaniu nie ma prawa się pojawić pies bez takiego potwierdzenia? Chyba jednak sny o kynologicznej potędze PZŁ kogoś zwiodły na manowce. Jeżeli nawet uda się jakoś wyłączyć samą ocenę z tego obowiązku, to nie zniknie najważniejsze pytanie, jak w ogóle szkolić psy myśliwskie. O ile można sobie wyobrazić szkolenie tropowca i posokowca wyłącznie na sztucznej ścieżce, o tyle w przypadku dzikarzy, norowców, a nawet legawców mamy tutaj zupełnie zamkniętą drogę szkolenia. Obecnie możemy je szkolić tylko na polowaniu, a po wprowadzeniu zakazu udziału w polowaniach psów bez certyfikatu nawet tego zostaniemy pozbawieni.
 
W Polsce mamy ponad 2500 kół łowieckich. Wyszkolenie i sprawdzenie ułożenia choćby jednego dzikarza oraz jednego tropowca lub posokowca na koło oznacza obowiązek przeszkolenia w najbliższych latach 5000 psów, co jest zupełnie nierealne w wykonaniu naszego Związku. PZŁ nie ma ani kadr, ani pieniędzy, ani infrastruktury, aby przeprowadzić taką akcję. Przypuszczam, że obowiązki szkolenia oraz organizowania ocen pracy spadną na koła i ewentualnie kluby ras, natomiast rola PZŁ ograniczy się do inkasowania od myśliwych pieniędzy za certyfikat, dyplom czy co tam postanowią wydawać w ramach potwierdzania ułożenia. Oczywiście koszty noclegu i udziału sędziego z PZŁ również poniesie koło lub konkretny mener.
 
Zawsze najlepiej przemawiają do nas liczby. Aktualny terminarz przewiduje na ten rok:
  • 18 międzynarodowych ocen pracy, w tym 13 tropowców i/lub posokowców, jedną dzikarzy, jedną retrieverów, jedną szpiców i dwie wyżłów,
  • 12 krajowych ocen pracy, w tym cztery dzikarzy, dwie retrieverów i jedną wyżłów i małych ras. Pozostałe to oceny tropowców i/lub posokowców.
Warto tu zauważyć, że na pięć ocen dzikarzy cztery odbywają się w Rzeszowie, do którego jest, jak wiadomo, zewsząd blisko.
 
Przypuszczam, że nie wszyscy zdają sobie sprawę z rzeczywistych konsekwencji proponowanych zapisów prawnych. Z psem, nawet mającym certyfikat dzikarza, nie będzie można legalnie poszukiwać postrzałków, a tropowca – puścić w miot na zbiorówce lub wysłać go po strzeloną kaczkę. Od tej certyfikacyjnej manii psów z całą pewnością nie przybędzie. Natomiast 100 czy 200 zł od czworonoga za każdą ocenę z przyjemnością przyjmą wszystkie zarządy okręgowe. Oto, jaki los zgotował psiarzom minister.
 
Nie należy też bagatelizować aspektu sankcji. Oprócz swoich dokumentów myśliwy zapewne będzie musiał zabierać na polowanie również dowód odpowiedniego ułożenia towarzyszącego mu psa. Ustawa Prawo łowieckie przewiduje sankcje zarówno dyscyplinarne, jak i karne za naruszenie warunków dopuszczalności polowania, a właśnie jako taki występek zostanie potraktowane polowanie z psem bez stosownych uprawnień. Zatem Prawo łowieckie mówi:
w art. 4 pkt 3:
Kłusownictwo oznacza działanie zmierzające do wejścia w posiadanie zwierzyny w sposób niebędący polowaniem albo z naruszeniem warunków dopuszczalności polowania,
w art. 52 pkt 2:
Kto (…) wchodzi w posiadanie bezprawnie pozyskanej tuszy lub trofeów zwierząt łownych (…) podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Sankcje dyscyplinarne określono w art. 35b i 35c:
Art. 35b. 1. Członek Polskiego Związku Łowieckiego będący osobą fizyczną podlega odpowiedzialności dyscyplinarnej za przewinienie łowieckie polegające na (…) naruszeniu ustawy i wydanych na jej podstawie aktów wykonawczych (…).
2. Odpowiedzialność dyscyplinarna obejmuje także pomocnictwo lub podżeganie do przewinienia łowieckiego.
Art. 35c. 1. Karami dyscyplinarnymi są kary zasadnicze i kara dodatkowa.
2. Karami zasadniczymi są:
1) nagana;
2) zawieszenie wprawach członka Polskiego Związku Łowieckiego na okres od 6 miesięcy do 3 lat;
3) wykluczenie z Polskiego Związku Łowieckiego.
3. Karą dodatkową jest zakaz pełnienia funkcji w organach Polskiego Związku Łowieckiego i koła łowieckiego na okres do 5 lat.
Czas pokaże, jak intensywnie sądy powszechne i łowieckie będą chciały się zajmować „zbrodniarzami” polującymi z psem bez odpowiedniego certyfikatu PZŁ. Tym, którzy sceptycznie zapytają, kto to ma kontrolować, odpowiadam: każdy pseudoekolog z przyjemnością wyciągnie najmniejsze niedociągnięcie prawne podczas polowania, a i niejeden kolega po strzelbie zazdrosny o sukcesy łowieckie uprzejmie doniesie, komu trzeba.
 
Osobną kwestią jest ubezpieczenie OC i NNW dla myśliwych i kół. Musimy sobie zdawać sprawę, że ubezpieczyciel płaci za wypadki tylko wtedy, kiedy wszystko odbywało się zgodnie z prawem, i skrzętnie wykorzysta każde niedociągnięcie, aby nie wypłacić należnego odszkodowania np. ze względu na udział w polowaniu „nielegalnego” psa.

 
 
Chcę mieć wybór
Jestem myśliwą od siedmiu lat. Od pięciu lat w łowach towarzyszy mi suka płochacza niemieckiego. Pochodzi z hodowli FCI i ma dyplom I stopnia z międzynarodowego konkursu tropowców. Jednak najlepiej się sprawdza, pracując w miotach na zbiorówkach. Nawet kaczkę grzecznie zaaportuje i odda w siadzie. Gdyby proponowany przepis ją obejmował, musiałaby zaliczyć ze dwie dodatkowe certyfikacje, aby móc legalnie pracować w takim zakresie jak obecnie. Nie jestem hodowcą ani też wrogiem psów rasowych. Po prostu jako szeregowy myśliwy chcę polować z takim psem, jaki mnie się podoba, a nie takim, jakiego narzuci mi minister razem z PZŁ.
 
Mogę częściowo zgodzić się z argumentem, że akurat w pracy tropowca lub posokowca ułożenie odgrywa kluczową rolę ze względów nie tylko etycznych, bo należy skrócić cierpienie rannego zwierzęcia, lecz także finansowych, bo marnowane tusze niepodniesionych postrzałków to strata dla budżetów kół. Jednak poszukiwanie postrzałka to coś więcej niż bardzo trudne sytuacje, gdy trzeba rozwikłać 10-kilometrowy, a do tego 40-godzinny trop. Przeważnie szukamy świeżo zgasłego lub bardzo ciężko rannego zwierza, i to na dystansach do kilkuset metrów, a z taką pracą na świeżym tropie poradzi sobie zdecydowana większość psów, nawet tych szczątkowo wyszkolonych. Obawiam się, że tak ostre, kategoryczne przepisy mogą jedynie zmniejszyć liczbę poszukiwanych oraz podnoszonych postrzałków i nie polepszą sytuacji.
 
W przypadku dzikarzy kwestia używania kiepskich psów sprowadza się właściwie do nieudanej zbiorówki. Jeżeli koledzy nie chcą mieć dobrych psów na swoich polowaniach zbiorowych, to nie będą mieli co położyć na pokocie. Proste. Różnica jest taka, że teraz mają różne psy, a po wprowadzeniu tego przepisu nie będą ich mieć wcale. Kogoś, kto widział dobre dzikarze w akcji, nie trzeba przekonywać do ich pracy. I nie zawsze są to psy z rodowodem ZKwP. Nie przekonuje mnie argument, że burki na zbiorówce rażą czyjeś uczucia estetyczne i w związku z tym należy ich zakazać prawem. Mnie też parę rzeczy razi, np. brak higieny osobistej, ale nigdy nie wpadłabym na to, aby lobbować za przepisem nakazującym sprawdzanie przed polowaniem, czy myśliwi się ogolili i mają czyste uszy!
 
Od lat pojawiają się głosy myśliwych, którzy proszą o możliwość weryfikacji użytkowości na równych zasadach dla wszystkich psów, bez względu na pochodzenie. Niestety z nieznanych mi powodów ten postulat od lat systematycznie ignoruje PZŁ. A byłaby to przecież doskonała okazja dla zwolenników proponowanego przepisu, aby wykazać w praktyce wyższość psów rasowych zarejestrowanych w ZKwP, nieprawdaż?
 
Barbara Kitlińska z Petrą
Fot. ADP, Wojciech Misiukiewicz

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.