strona główna

Aktualności

Załamanie na krajowym rynku dziczyzny

Załamanie na krajowym rynku dziczyzny
Maj 05 16:44 2020 Wydrukuj

Niemal całkowite wstrzymanie eksportu i zastój w sektorze HoReCa (hotele, restauracje, catering) związane z obostrzeniami, które rządy państw europejskich wprowadziły z powodu pandemii COVID-19, spowodowały, że załamał się krajowy rynek dziczyzny. Symptomy pogarszającej się sytuacji dało się zresztą zaobserwować już od pewnego czasu. Ich przejawem było ogłoszenie, jeszcze na progu obecnego kryzysu, upadłości przez jednego z bardziej się liczących niemieckich przetwórców dziczyzny – firmę Geti Wilba. Na naszym podwórku obrót dziczyzną zawiesiło z kolei jedno z najstarszych krajowych przedsiębiorstw z tego sektora – Las-Skwierzyna-Gorzów.

 
Największy niemiecki przetwórca, spółka Josef Maier, zaapelował o przesunięcie na sierpień rozpoczęcia sezonu polowań na rogacze w Niemczech. Uderzenie w restauracje i kurorty, które świecą pustkami, oraz branżę gastronomiczną w całej Europie zostawiło firmy skupujące dziczyznę z potężnymi zapasami magazynowymi, przy ciągłej nadpodaży dzików i jeleni.

Brak zainteresowania odbiorców zagranicznych mięsem zwierząt łownych związany wprost z brakiem zbytu poskutkuje dalszym spadkiem cen, a może nawet czasowym zamknięciem skupów. – Zbliża się sezon polowań na rogacze. Wiemy już, że za tusze będziemy mogli zaoferować niskie i nieopłacalne dla myśliwych ceny. Na pewno nie zrekompensują im one wpływów z polowań dewizowych. Z tego powodu nie można wykluczyć wstrzymania skupu tusz rogaczy, przynajmniej w niektórych punktach. Poprzedzą to jednak uzgodnienia z przedstawicielami kół łowieckich i ośrodków hodowli zwierzyny – wyjaśnia Tomasz Tarnawski, prezes Krajowego Związku Eksporterów Dziczyzny, zrzeszającego m.in. firmy Las-Kalisz i Biurkom-Flampol. – Według optymistycznych prognoz rynek miałby ruszyć ponownie w sierpniu. Rekomendujemy więc, aby tam, gdzie to możliwe, przesunąć największą intensywność pozyskania rogaczy na okres letni – dodaje.

– Rynki zagraniczne skupują większość naszej dziczyzny i to od nich zależy dalszy rozwój sytuacji. Istnieje ryzyko, że wskutek zagrażającego nam braku zamówień z zagranicy nie będzie możliwości dalszego przetwórstwa, a zarazem obrotu tuszami w kraju. Natomiast na pewno cała sytuacja przyczyni się do znacznego spadku cen. Przesunięcie rozpoczęcia skupu kozłów stanowiłoby wobec tego najkorzystniejszą decyzję dla wszystkich. Tym bardziej że majowe polowania dewizowe w Polsce nie dojdą do skutku, a otwarcie sezonu mimo to nastąpi, jak się wydaje, planowo – mówi Robert Piechocki, członek zarządu spółki Weles. – Popieramy rekomendację skupienia intensywności polowań na kozły w sierpniu. Być może wówczas kołom łowieckim uda się sprzedać tusze w lepszej cenie – stwierdza.

Z kolei Elite Expeditions zapewnia, że mimo kiepskiej sytuacji na rynku skup rogaczy będzie prowadzony w normalnym trybie, o ile nie dojdzie do ograniczeń administracyjnych. Przedstawiciel żadnego z wymienionych przedsiębiorstw nie odważa się jednak na prognozy dotyczące cen. Te wyklarują się pod koniec kwietnia lub nawet tuż przed rozpoczęciem sezonu polowań. Tomasz Tarnawski przestrzega, że jeśli nawet skup ruszy, to ceny mogą osiągnąć najniższy poziom od kilkunastu lat. – Ta niepewność cenowa wynika z tego, że przetwórcy w tej chwili nie wiedzą, kiedy i za ile uda się im sprzedać sarninę. Według informacji naszego związku większe firmy na Węgrzech zaczęły sezon stawką 0,8–1,2 euro/kg. Bywa, że tusze są odbierane tylko od długoletnich kontrahentów lub bez podania ceny i z odroczoną płatnością. W Niemczech prognozy mówią o nieco wyższych kwotach – 1,5 euro/kg sarny. Przy czym tusze odstawia się tam bez łba i cewek, więc w Polsce będą to trochę niższe wartości. Cenę za dzika ustalono na poziomie 0,4 euro/kg, a za jelenia i daniela – odpowiednio 1 i 0,5 euro/kg. Nadal nie wiemy jednak, kiedy ruszy eksport – tłumaczy. – Branża mięsna w ujęciu ogólnym ma mniejsze problemy niż pozostałe dziedziny gospodarki w dobie kryzysu. Jednak wprowadzane do obrotu głównie przez sektor HoReCa wołowina i dziczyzna znalazły się w dramatycznej sytuacji. Rynek uruchomi się ponownie w momencie, kiedy ruszą restauratorzy – wyjaśnia z kolei Roman Miler, prezes firmy Gobarto Dziczyzna i członek NRŁ.

Większość krajowych przetwórców dziczyzny zapewnia przy tym, że nie wstrzyma skupu dzików. Choć ceny i w tym przypadku osiągną dramatycznie niski poziom. – Trudno sobie wyobrazić, żeby dzik kosztował w skupie jeszcze mniej niż teraz. Niestety wyobraźnia okazuje się w tym przypadku sporym ograniczeniem. Dzików jest dużo i trafiają do przetwórstwa przez cały rok. Nie wiadomo, jak długo rynek to wytrzyma – mówi Roman Miler. Przetwórcy zauważają przy tym, że kryzys nastał w najlepszym z punktu widzenia tego gatunku momencie, ponieważ nasilenie odstrzału dzików to okres jesienno-zimowy. – Cena spadnie na pewno przynajmniej do 1,5 zł/kg. Dla nas to i tak wysoko, biorąc pod uwagę duże koszty stałe związane z logistyką procesu przetwórstwa. Nie chcemy jednak wstrzymywać skupu, żeby nie zaogniać konfliktu kół łowieckich z rolnikami. Rozumiemy i wspieramy walkę z ASF-em. Myśliwi muszą strzelać dziki bez zastanawiania się, co zrobią z tuszami – twierdzi Tomasz Tarnawski.

Co ze sprzedażą na rynku krajowym? Niestety entuzjazm zakupowy, którego doświadczyliśmy w pierwszych dniach funkcjonowania obostrzeń związanych z epidemią, nie udzielił się w sektorze dziczyzny. – Odbiorcy zauważalnie zmniejszyli zamówienia. Polacy gromadzili zapasy, ale w skład ich koszyków nie wchodził produkt luksusowy, którym są wyroby z dziczyzny – mówi Piotr Zygmunt, współwłaściciel firmy Leś­niczówka wyspecjalizowanej w produkcji wędlin dojrzewających, trafiających głównie na polski rynek. Stosunkowo mała skala działalności pozwala jednak na utrzymanie nieco wyższych cen skupu – w przypadku dzika, którego mięso dominuje w asortymencie Leśniczówki, na poziomie nie mniejszym niż 3 zł/kg.
– Nasze położenie też jest uzależnione od sprzedaży. Na razie mamy zapasy magazynowe. Ponadto kilka punktów skupu musieliśmy okresowo zamknąć w trosce o zdrowie osób je obsługujących. W najbliższym czasie będziemy więc skupowali mniej – wyjaśnia Piotr Zygmunt.

– Wciąż mam zapasy z ubiegłego roku. Czy uda się je sprzedać, zależy wprost od sytuacji gospodarczej w naszym kraju. Ale rogacze będę skupował. Po cenie rynkowej, czyli takiej, jaką podyktują najwięksi przetwórcy dziczyzny – deklaruje z kolei Jerzy Golbiak, właściciel Biura Polowań oraz Zakładu Przetwórstwa Dziczyzny „Niwa”, który większość sarniny przerabia na parówki według zastrzeżonej receptury i również oferuje swój produkt głównie w krajowej sieci sprzedaży.

Wzrostu zainteresowania nie odczuły też Delikatesy Korona w Krotoszynie, marka dystrybucyjna Lasu-Kalisz. Obroty wróciły do normy dopiero przed Wielkanocą. Nieco więcej optymizmu dodaje za to Dziki Trop ze sklepami w Warszawie i Krakowie. – Zanotowaliśmy stuprocentowy spadek w dystrybucji dziczyzny do krajowej sieci gastronomii, ale straty częściowo rekompensują nam zakupy indywidualne. Po wprowadzeniu restrykcji związanych z epidemią mieliśmy ruch zbliżony do okresu przedświątecznego. Wzrosło także zainteresowanie sprzedażą internetową. Spodziewamy się jednak zmniejszonych przychodów przez opóźnienie lub całkowity brak sezonu grillowego – mówi Grzegorz Malec, prezes zarządu Elite Expeditions i właściciel Dzikiego Tropu.

Problemy z obrotem dziczyzną dotykają wszystkich uczestników tego procesu, od rolnika i myśliwych aż po konsumentów. Sytuacja jak nigdy wymaga partnerstwa i wzajemnego zrozumienia oraz wspólnego poszukiwania akceptowalnych dla każdego rozwiązań.

Adam Depka Prądzinski, Fot. Ryszard Adamus | nr 5/2020

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.