strona główna

Komentarze i opinie

Płacz nad rozlanym mlekiem, czyli odstrzał dzików w Wałbrzychu

Płacz nad rozlanym mlekiem, czyli odstrzał dzików w Wałbrzychu
Grudzień 14 09:43 2021 Wydrukuj

Rozlało się mleko w Wałbrzychu. Mam na myśli odstrzał redukcyjny dzików w tym mieście na początku grudnia, o czym zrobiło się głośno w całej Polsce. Na wstępie chciałbym podkreślić, że odstrzał redukcyjny zwierząt łownych nie jest polowaniem, mimo że dokonuje go myśliwy, członek PZŁ. Bardzo klarownie wyjaśnił to w swoim artykule Miłosz Kościelniak-Marszał ( 9/2021). Przy okazji wykazał pewną niekonsekwencję zapisów ustawowych, które regulują kwestie polowania i odstrzału redukcyjnego oraz natychmiastowego uśmiercenia zwierzęcia.
 
W Wałbrzychu na początku grudnia odstrzał redukcyjny przeprowadzono w dzielnicy Podzamcze. Wykonywał go, zgodnie z zapisami decyzji wydanej przez prezydenta Wałbrzycha, myśliwy. Decyzję dotyczącą odstrzału redukcyjnego może podjąć w porozumieniu z Polskim Związkiem Łowieckim starosta, prezydent miasta lub wójt, ale nie koło łowieckie, jak sugerowały niektóre komentarze dotyczącej wspomnianej sprawy. Wspominam o tej ważnej okoliczności, ponieważ przez 10 lat sam wykonywałem wraz ze swoim zespołem odstrzał redukcyjny dzików we Wrocławiu właśnie na podstawie decyzji administracyjnej wydanej przez prezydenta miasta.
 
Co zrobił, a czego nie uczynił myśliwy w Wałbrzychu?
Przekaz w prasie, telewizji oraz mediach społecznościowych sprowadza się do podkreślania, że odstrzał w Wałbrzychu został przeprowadzony w biały dzień, na oczach gapiów i bez odpowiedniego zabezpieczenia terenu. To poważne zarzuty. Podczas lektury wywiadu z realizującym odstrzał myśliwym w jednym z wałbrzyskich portali internetowych można było odnieść wrażenie, że jest doświadczonym łowcą. Twierdził, że wykonuje takie czynności już od roku i dotąd nie było problemów.
 
W tym miejscu przedstawię, jak mój zespół przeprowadzał takie odstrzały we Wrocławiu. Przyjęliśmy ogólną zasadę, że najpierw dobrze rozeznajemy się w miejscach, gdzie dziki pokazują się najczęściej (wywiad z ludźmi z okolicznych osiedli, weryfikacja zgłoszeń do wydziału środowiska i rolnictwa urzędu miejskiego oraz centrum zarządzania kryzysowego, oznaczenie weksli, którymi zwierzęta się przemieszczały, instalowanie fotopułapek, by określić porę oraz kierunek marszruty watah). Jeśli było to blisko osiedli, to urządzaliśmy nęciska, by odciągnąć dziki od zabudowań. Odstrzału dokonywaliśmy dopiero w takich miejscach i tylko nocą! Strzał oddawaliśmy zawsze z wcześniej ustawionej zwyżki lub z samochodu typu pick-up, tak aby był skierowany pod kątem w dół. Mieliśmy kilkadziesiąt nęcisk, które służyły zapobieganiu wchodzenia dzików na takie osiedla, jak: Oporów, Leśnica, Jagodno, Złotniki czy osiedla w dzielnicy Psie Pole. Nie wiadomo, czy myśliwy z Wałbrzycha miał taką taktykę.
 
Ponadto teren tuż przed naszą akcją i w jej trakcie był lustrowany sprzętem optycznym (lornetki, termowizja, noktowizja). Teraz pewnie skorzystalibyśmy także z drona. Na akcję jechało zawsze dwóch lub trzech, a czasami i czterech myśliwych. Dlaczego tylu? Jeden zawsze był tylko obserwatorem tego, co się działo wokół. To on używał sprzętu obserwacyjnego, o którym wspomniałem, i nigdy nie włączał się w odstrzał. Czy w wydaniu myśliwego z Wałbrzycha wyglądało to podobnie? Zapewne wykaże to dochodzenie policyjne.
 
Fala krytyki i hejtu, która po raz kolejny wylała się na myśliwych przy okazji wałbrzyskiego odstrzału, unaocznia jedynie, że nasze działania jako myśliwych muszą być bardzo merytoryczne, fachowe, świadczące o naszych kompetencjach. Taktyka przyjęta przez mój zespół we Wrocławiu sprawdziła się idealnie. Nigdy nie doszło do sytuacji, która mogłaby podważyć naszą znajomość zasad bezpieczeństwa i prawidłowego łowiectwa.
 
Gdzie były służby porządkowe?
Co jednak robiliśmy wtedy, gdy trzeba było działać ad hoc i na szybko? Mieliśmy w naszej karierze kilkanaście tego typu akcji. Zawsze jednak takie działania prowadziliśmy w asyście policji! Zadaniem funkcjonariuszy było zabezpieczenie terenu, aby w pobliżu nie kręciły się osoby postronne. W trosce o ich bezpieczeństwo, co nie wszyscy potrafili zrozumieć. Nie zamierzam pytać myśliwego z Wałbrzycha, czy przez rok wykonywania odstrzału redukcyjnego miał wsparcie policyjne czy nie. Wydaje się logiczne, że tak powinno być.
 
Co robić, gdy dziki pojawiają się w miejscach publicznych, a odłów lub odstrzał na nęciskach nie dają rezultatu? Czy z taką sytuacją mieliśmy do czynienia feralnego grudniowego dnia w Wałbrzychu? Może tak, choć jest jedno ale. Gdy się spojrzy na mapę tego terenu, łatwo się domyślić, skąd dziki przychodziły na osiedle. Najprawdopodobniej z mokradeł znajdujących się w Książańskim Parku Krajobrazowym. Między osiedlem a granicą parku jest dostatecznie dużo nieużytków, by urządzić tam bezpieczne nęcisko i w takim miejscu przeprowadzić redukcję.
 
No dobrze, ale już doszło do odstrzału w dzień. Może wspomniany myśliwy trochę się pospieszył i chciał się pozbyć problemu. Jednak łowca o takim stażu powinien mieć z tyłu głowy, że w ciągu dnia ludzie wychodzą z psami, dzieci wracają ze szkoły itd. Tłumaczył się, że miał kulochwyt w postaci zagłębienia terenu. Ale w pojedynkę nie był w stanie sprawnie ocenić sytuacji dookoła! W takich przypadkach nie można sobie pozwolić na brak profesjonalizmu czy amatorszczyznę.
 
Według mnie, jeśli już zdecydowano się na odstrzał dzików na wałbrzyskim osiedlu, to teren powinien zostać bezwzględnie zamknięty i należało usunąć z niego postronnych ludzi. Złym doradcą jest pośpiech, ten wirus, który zainfekował współczesne społeczeństwo. Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy tę popędliwość w naszych działaniach musimy okiełznać. Opanowanie przy tak specyficznych czynnościach związanych czy to z polowaniem, czy to z odstrzałem redukcyjnym i trzeźwa ocena sytuacji to klucz do powodzenia.
 
Kto, jeśli nie myśliwi?
Gdy czytałem komentarze myśliwych do sytuacji w Wałbrzychu, miałem mieszane odczucia. Jedni mocno krytykowali zachowanie mężczyzny, drudzy go bronili, bardziej lub mniej umiejętnie. Nie nam wydawać wyroki. Jako myśliwi możemy jedynie odnieść się do logistyki takich działań. Należy podkreślić, że brakuje jasnych uregulowań prawnych dotyczących odstrzału redukcyjnego. Czy ma go wykonywać myśliwy należący do PZŁ, czy powinien to być podmiot gospodarczy i myśliwy zawodowy, profesjonalnie zajmujący się takim działaniem? A może należałoby powołać myśliwych miejskich bądź wojewódzkich?
 
Na koniec jeszcze jedna sprawa. Obecny stan prawny jest, jaki jest. Pojawiają się sugestie, aby zostawić sprawę dzików samej sobie – niech ryją! Poniekąd potrafię zrozumieć takie stanowisko, tym bardziej że już od wielu lat trwa nagonka na myśliwych. Jednak trzeba dać do zrozumienia włodarzom szczebla centralnego i prowincjalnego, że bez myśliwych i ich pracy może być kiepsko. Zdaje się, że nadarza się okazja, którą należałoby wykorzystać i również na tym polu wykazać naszą w pełni usprawiedliwioną obecność w społeczeństwie. Ograniczanie bardzo poważnych uciążliwości związanych z bytowaniem dzikich zwierząt w miastach to raczej zadanie dla ludzi, którzy mają pojęcie o behawiorze i biologii zwierząt łownych, a kto, jeśli nie myśliwi (no, może nie wszyscy), jest znawcą tematu?
 
Któż zatem ma realizować odstrzał redukcyjny w miastach? Niech to pytanie będzie zakończeniem mojego komentarza do sytuacji z Wałbrzycha, dającym do myślenia nam wszystkim – i tym polującym, i tym z krytycznym podejściem do łowiectwa.
 
Piotr Szymański
(p.szymanski.saker@interia.pl)
Fot. Piotr Kowal

dodaj komentarz

0 komentarzy

Napisz komentarz

Uwaga! Aby dodać komentarz, musisz posiadać konto w serwisie braclowiecka.pl oraz być zalogowanym.